Pierwsze objawy stwardnienia rozsianego – Moja walka z SM - część II
Moja opowieść mogłaby rozpocząć się jak z najlepszego thrillera, pełnego zaskakujących zwrotów akcji. Skupmy się jednak na kluczowym obecnie rozdziale - pierwszym alarmie dotyczącym zdrowia. Przyznaję bez bicia: życiowe wybory, które podejmowałem, nie zawsze sprzyjały dobrostanowi mojego organizmu. Aby streścić: jeśli coś było szkodliwe, prawdopodobnie znałem to... i, co gorsza, prawdopodobnie to uwielbiałem...
Od czasu do czasu dokuczała mi dyskopatia w odcinku lędźwiowym kręgosłupa, która zazwyczaj ustępowała sama, jak gdyby nigdy nic. Zawsze pod ręką miałem potężne środki przeciwbólowe, jakby były moimi najbliższymi sojusznikami. Rzadko, tylko w momentach prawdziwej desperacji, decydowałem się na wizytę u ortopedy czy neurochirurga, traktując to jako formę autoterapii – próbę przekonania samego siebie, że jednak coś robię... Każde RTG obnażało kolejne odsłony dyskopatii, a lekarskie werdykty, które niezmiennie kierowały mnie na rehabilitację, trafiały do szuflady mojego biurka.
Jednak pewnego dnia ból osiągnął apogeum. Stał się tak wielki i rwący, że nie jestem w stanie tego opisać... Po raz pierwszy stanąłem w obliczu konieczności poszukania pomocy – potrzebowałem transportu do lekarza po tzw. blokadę kręgosłupa i zastrzyki przeciwbólowe. Ironią losu był fakt, że mój stały lekarz, towarzysz wielu lat i autor wielu skierowań, akurat wybrał się na urlop. Zostawiony sam sobie, trafiłem na SOR, gdzie rozpoczęła się moja odyseja w poszukiwaniu prawdy o moim stanie – pełna bólu droga do właściwej diagnozy.
Doświadczenia nauczyły mnie zawsze mieć przy sobie dokumentację medyczną, co i tym razem okazało się szczęściem w nieszczęściu. Młody doktor z SOR-u, przeglądając moje RTG, stwierdził zaskakująco, że choć dyskopatia jest faktem, to objawy nie korespondują ze zmianami, które widnieją na zdjęciach. Zamiast oczekiwanej lewej strony, ból męczył prawą... Po długiej rozmowie i szczegółowym wywiadzie medycznym otrzymałem pierwsze skierowanie na rezonans magnetyczny i ulgę pod postacią kroplówki. Ból ustąpił. Sukces. Czy na pewno?Chyba nie muszę Państwu opowiadać, do czego dołączyło skierowanie na MRI... Oczywiście!!! Dołączyło do mojej kolekcji w szufladzie, jakby nie mogło być inaczej, obok zaproszeń na rehabilitacje. Dni mijały, tygodnie, miesiące... Wszystko zdawało się wracać do normy. Czułem się dobrze i niemal już zdążyłem zapomnieć o minionych dolegliwościach.
Było pięknie, aż do momentu, kiedy na jednym z urodzinowych przyjęć zacząłem wypuszczać przedmioty z ręki, dokładniej rzecz ujmując- szklanki. No cóż... tak to bywa jak za kołnierz się nie wylewa, toteż postanowiłem to zwalić na rachunek zbyt wielu toastów. Prawdziwy niepokój nasunął się następnego dnia, gdy w opuszkach palców prawej dłoni zagościła niepokojąca odrętwiałość, niczym po zaschniętym super glue. W panice sięgnąłem do szuflady po skierowanie na MRI, z jedyną myślą – czy nadal jest ważne???
CDN. w przyszłym miesiącu.
Autor: Andy, CEO Biomelius LTD, któremu postawiona została diagnoza SM w 2017 r.